wujek czikit
Adept
Dołączył: 03 Lip 2006
Posty: 132 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 10:48, 26 Lip 2006 |
|
Oto 2 częsci mojej opowieści. Pierwsza z gatunku ABSURDALIZM, druga nie mniej absurdaly POKRĘCONY HUMOR WUJA CZIKITA.
Bajanie czas zacząć:
O smoku, rosyjskiej mafii, rycerzu, IPN’ie i innych pierdołkach
[dodam tylko, że opowiadanka mają już z pół roku jeśli nie więcej, a nie mam weny na część trzecią. ufam iż wasze inteligentne komentarze zmotywują mnie do naskrobania kolejnych części.]
Rycerz dosiadający swego wiernego rumaka Bucefała zmierzał ku miastu zwanym z angielska New Kiev, czyli po polsku Nowy Kijów. Rycerz poruszył się w siodle i odruchowo sięgnął po broń, gdy zobaczył na trakcie przed nim pędzącego ku niemu jeźdźca. Przybysz zatrzymał się tuż przy nim. Mimo iż był bezbronny rycerz, wcale się nie uspokoił. Nigdy nic nie wiadomo, ostatnio spotkał takiego, który w kieszeni marynarki miał ukrytą głowicę jądrową...
-Bóg z waszmością, obłędny rycerzu! – odezwał się w końcu przybyły i przedstawił się jako Cyan z Bocianowa.
-Błędny! Nie „obłędny”! – warknął jego urażony rozmówca i również wyjawił swe imię : -Zwą mnie Bolivar Trzeci.
-Bolivar... hmm... waszmość nie z Polski jak sądzę?
-Nie. Skąd wiedziałeś, że jestem rycerzem? – zadał głupie pytanie Bolivar. Wystarczyło na niego spojrzeć by poznać, że jest błędnym rycerzem, miał wszak na sobie charakterystyczny dla tej profesji ekwipunek. Zbroję, hełm przypominający odkurzacz, kosa z ukrytym miotaczem płomieni i komórka za pasem.
-Po odzieniu. Waszmość zmierzasz ku New Kiev? Tak? Wspaniale, bo ja też tam jadę!
-Przecież przed chwilą z niego wyjechałeś!
Cyan zignorował stwierdzenie. Miast tego zawrócił i powoli ruszył ku miastu. Bolivar spojrzał na wierzchowca swego towarzysza. Kary koń, niezbyt zadbany. Przy munsztuku miał generator pola siłowego, który ponoć miał zmniejszać opór powietrza i ułatwiać jazdę. Najnowszy krzyk mody. Reklamowany na wszystkich słupach ogłoszeniowych w każdym mieście.
-A co cię, szanowny Bolivarze sprowadza do Nowego Kijowa? Szukasz pracy? Ty szczęściarzu! Akurat mam robotę dla kogoś takiego jak ty. Potrzebny jest ktoś odważny, mężny, silny i inteligentny. Znaczy nadajesz się!
Przez cały monolog Cyana Bolivar nie odezwał się, nawet na niego nie spojrzał.
-Otóż... ekhem... na polach się nam gadzina pewna zagnieździła no i...
-Smok? Jaki?
-A gdzie tam zaraz smok... smoczek, ja rzekłbym i... no wie waszmość, dziewice porywa i...
-Jaki ma kolor?
-Ten no... taki... czerwony jakby...
-Czerwony smok? Za ile?
-Co?
-Za ile mam go zabić?
-Aaaa... 300 dukatów...
-Dobrze. 500. Lubię z tobą robić interesy... prowadź do tego twojego smoczka. Przyda mi się odrobina rozrywki...
-Panie i panowie! Dziewczęta i chłopcy! Starzy i młodzież! Słuchajta mnie! – darł się Cyan gdy znaleźli się już na rynku miasta. Bolivar patrzył na niego z wyraźną niechęcią, choć znali się dopiero od kilkunastu minut. Nie lubił takich rozgadanych dzieciaków jak Cyan. – Przedstawiam wam pana Bolivara Trzeciego, słynnego pogromcę paskud wszelakich . Przybył tu, by uwolnić nas od grozy straszliwego smoka zamieszkującego pobliskie polany i dręczącego nas od... eee... tak wielu już dni. No chodź tu Bolly, przywitaj się z ludźm... – Cyan spojrzał w miejsce, gdzie stał rycerz, ale jego tam nie było. – Eee... czekajcie ludzie, pan Bolivar musiał udać się do burmistrza, by... ee...obgadać ważne sprawy...
Cyan uciekł z rynku w jedną z bocznych uliczek. I natknął się na Bolivara. Rycerz opierał się o ścianę jakiegoś domostwa i rozmawiał przez komórkę.
-Tak... na północy? Dobrze... aha... 500 dukatów... co? Czy pan myśli, że ja za tyle wyżyje? Ja mam żonę z dwójką dzieci... dobrze... 450 będzie...ja wiem, że czasy są trudne... płaci pan, gdy przyniosę panu głowę gada... zgoda?
Rycerz rozłączył się i spojrzał na zdziwionego Cyana.
-Czemu uciekłeś!? – krzyknął młodzieniec.
-Chce to szybko skończyć, śpieszy mi się. Nie słyszałeś? Mam żonę i dzieci.
-Nie masz. – powiedział poważniejąc nagle Cyan. – Błędnych rycerzy obowiązuje celibat. No więc... kiedy ruszasz na gadzinę?
Dzień później, wczesnym popołudniem Bolivar Trzeci w asyście młodego Cyana i dobrej setki gapiów z Nowego Kijowa udał się na polanę zamieszkiwaną jakoby przez smoka w celu uśmiercenia go za cenę 450 dukatów. Rycerz zszedł z konia, wziął do ręki swą kosę i staną na polanie.
-Smoku! – krzykną. Nic się nie stało.
-Ależ panie Bolivarze! – zawołał w stronę rycerza burmistrz - Nie lepiej zakraść się do smoka w nocy i zgładzić cichcem?
-Cicho! – warknął na niego Cyan. – Nie dyskutuj z ekspertem. Wie, co robi.
„Mam nadzieję” dodał chłopak w myśli.
Bolivar znów krzykną. I znów. I jeszcze raz.
-Coś mi się widzi, - zaczął rycerz – że tego smoka tu niema.
Rycerz odwrócił się, wzruszył ramionami i wolnym krokiem ruszył ku Bucefałowi. I wtedy zerwał się wiatr. Zza drzew wzleciał smok, popisując się wyczuciem dramatyzmu. Cztery niezależne silniki umiejscowione na tylnych łapach z łatwością uniosły 15 metrowe zwierzę, a jego wielkie skrzydła służyły za ster. Potwór z głuchym hukiem wylądował na polanie.
-Czego chcesz? – zapytał piskliwym głosikiem, kompletnie nie pasującym do jego wyglądu.
Bolivar odwrócił się do potwora, podciągną spodnie i spluną.
-Ano, przyszedłem cię zabić, mój drogi smoku.
-Mhm... A z jakiej to przyczyny, jeśli można wiedzieć?
-Doszły mnie słuchy, że od wielu dni zagrażasz tym oto ludziom... – Bolivar chciał wskazać na grupę wieśniaków jaka przyszła wraz z nim, ale z nadejściem smoka większość poukrywała się w krzakach. -... mam na myśli mieszkańców Nowego Kijowa.
-Od wielu dni? Zatem zdziwi cię fakt, że zawitałem w te strony wczoraj rano. Przyleciałem tu w celach służbowych i nikogo nie atakowałem. Ci wieśniacy z pewnością nanieśli na mnie z czystego strachu...
-Celach służbowych? Kim niby jesteś?
-Jeśli musisz wiedzieć... Prezesem Czeskiego Związku Tenisa Stołowego. I staram się o posadę w rosyjskiej mafii. Więc miałem się tu spotkać z Ivanem Sewkowiciem...
-Myślisz, że ja w to uwierzę? – uniósł brew Bolivar.
-Jak by ci to powiedzieć... tak. – zmieszał się nieco smok.
-A nie prawda! Mam wujka w rosyjskiej mafii!
-A jak on ma na nazwisko?
-Ivanowić.
-Mówisz o Delfinie Ivanowiciu?
-Eeeee... tak... skąd wiedziałeś?
-Stary drań! Nanosi na mnie do IPN’u! – warknął piskliwie potwór.
-Na mnie też! – Bolivar przypomniał sobie o swojej teczce w IPN’owskich aktach.
-Serio? – zapytał zaskoczony smok.
-Aha. – przytaknął zdenerwowany rycerz.
Tak oto rycerz Bolivar Trzeci i smok o, jak się okazało dźwięcznym imieniu Filuś, założyli anty-IPN’owską spółkę działającą pod przykrywką Czeskiego Związku Tenisa Stołowego.
I żyli długo i szczęśliwie, hej!
I część druga:
O smoku etc. część 2,
w której występuje również, rzecz o elfce, "Sloł Tajmie" i tolerancji.
Wbrew temu co napisano pod koniec cz. 1 Bolly i smok wcale nie żyli długo i szczęśliwie. Oto ich prawdziwe losy :
Bolivar siedział w rozbitym niedawno obozie oddając się jednej ze swoich ulubionych czynności - dłubał w nosie. Po chwili kontemplacji zaprzestał jednak tej twórczej procedury. Wszak był dowódcą drużyny, a to zobowiązywało, by być dla innych przykładem. A co, jak co, ale dłubanie w nozdrzach najlepszym przykładem niebyło. Rycerz wzdrygnął się na myśl, co by się stało, gdyby któryś z jego towarzyszy źle to odebrał...
-Dlaczego tak musi być? - usłyszał za plecami piskliwy głosik smoka Filusia. "Co znowu?" przemknęło mu przez myśl "Znów wróbelek zaplątał się w śmigło??". Jak się okazało nie chodziło o wróbelka, tylko o coś zgoła innego. Smok stał się ostatnio monotematyczny w swych lamentach.
-Dlaczego, och dlaczego, tak musi być?! - gad znów zapiszczał, poczym wysmarkał się w chusteczkę, ocierając łapą łzy. - Dlaczego wszyscy się mnie boją?? Czy ja jestem taki straszny?? Taki zły?? Czemu!?!?!
"Trudno się niebać smoka z homoseksualistycznymi popędami w stronę żonatych rolników w podeszłym wieku" pomyślał rycerz. Miast tego powiedział:
-Nie martw się Filuś, zmierzamy do miasta, które słynie z tolerancji...
-Naprawdę? - Smok spojrzał na Bolivara błyszczącymi oczkami.
-Tak...
-No weź przestań sobie ze mnie robić jaja... - powiedział smok. Humor wyraźnie mu się poprawił, zdaje się, że chyba chciał udawać niedostępnego...
Cyan, który również miał porachunki z IPN'em i postanowił się zabrać z Bolivarem i smokiem, ruszył tymczasem ku jakimśtam chaszczom.
-Idę w krzaczory chłopaki, się wy... - niestety nie dokończył inteligentnego monologu, albowiem, potknął się i upadł.
Musiało mu się spodobać, bo wstał i połknął się jeszcze raz. Filuś też chciał spróbować. Uradowany, rzucił się w kierunku miejsca upadku Cyana i podskoczył. W tym miejscu wystąpił "Sloł Tajm" i czas nagle zwolnił w iście matrixowym stylu. Kropelki śliny majestatycznie wylały się z otwartej paszczy potwora wprost na nieświadomego niebezpieczeństwa Cyana. Smok leciał jeszcze jakieś dobre 5 minut na "Sloł Tajmie" wydając dźwięk, który można określić jako: "Ułooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo <przerwa na oddech> oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo(...)" Nim "Sloł Tajm" minął zza drzew wybiegła odziana w zieleń dziewczyna, rzuciła się pod spadającego Filusia i uratowała Cyana przed niechybną śmiercią [w momencie ratunku kamera pokazała dziewczynę z wszystkich stron]. W tym samym czasie "Sloł Tajm" dobiegł końca i smok gruchnął o ziemie, aż uniósł się imponujący obłok kurzu. Kurz jednak opadł [zadziwiające?].
-Tin, tin - zadźwięczała unoszona rytmicznie brew Cyana, który znalazł się w objęciach szpiczastouchej elfki. Ta zapałała nagłą nienawiścią w stronę młodzieńca i, że tak napisze po staropolsku : zdzieliła delikwenta w pysk, aż echo poszło. Następnie przystrojona w zielone szaty piękność odwróciła się i pobiegła w las.
-Jessssssst moja! - wyszczerzył zęby Cyan.
-Dobra drużyna - powiedział ziewając Bolly, którego takie akcje w ogóle nie ruszały - Koniec atrakcji, ruszamy...
-Fajnie było! - pisnął Filuś.
Drużynie jakoś udało się powstrzymać smoka od ponownego potknięcia się. Nie chcieli tracić więcej czasu na pięciominutowe "Sloł Tajmy"...
***
-Emmm... Bolly? A dokąd i po co my właściwie idziemy? - zapytał nieco nieśmiale Cyan spoglądając na chylące się ku zachodowi słońce.
-Nie wiem. - odpowiedział rycerz.
-Jak to?? Przecież jesteś dowódcą.
-Ale to nie ja wymyślam nasz przygody!
-Jeno kto?
-A taki co go narratorem zwą!
-A kto to?
-Ano, jakiś taki banan z iksem na czole...
Inteligentny dialog na temat sił wyższych przerwał Wielki Zgniły Banan, który wyleciał z Nikąd ku drużynie i pacnął w czoło Cyana, mówiąc:
-Nie psuć mi tu nastroju!
***
Niewydarzona Drużyna doszła do bram miasta, do którego zmierzali. Podczas trwania fragmentu kontinuum czaso-przestrzennego zwanego potocznie "między czasem" narrator zdążył już wymyślić cel wędrówki - otóż w mieście przy którym stali znajdowała się jedna z siedzib IPN'u, gdzie (jak wieść niesie) przetrzymywane były akta dotyczące Filusia, Bolivara i, być może, Cyana. Tak więc drużyna musiała je wykraść.
***
Mieszkańcy miasta byli bardzo tolerancyjni. Wśród nich przechadzały się tak straszne istoty jak Lepperiusy, Bel'serevich'e czy inne Oleaxy więc nie zwracali uwagi na przestraszonego smoka.
-To gdzie jest ta IPN'owa siedziba?? - zapytał Bolly i wystawił tolerancję mieszkańców miasta na ciężką próbę, odlewając się do rynsztoku.
-Zaraz się dowiem - powiedział Cyan przyciskając pięści do skroni. - Mam telepatyczną więź z członkami IPN'u...
-Zaskakujesz mnie młodzieńcze... - stwierdził rycerz bez cienia zaskoczenia w głosie. - Ale coś mi mówi, że twoja więź się nie przyda... - dodał wskazując na wielką neonową strzałkę wskazującą olbrzymi świecący budynek z lśniącym napisem nad drzwiami: "SIEDZIBA IPN'u W MIEŚCIE BLAHBLAH"
-Mhm... - skrzywił się Cyan. - Dobra, wchodzimy, pora odebrać co nasze...
***
Odzyskanie akt mogło się okazać się trudniejsze niż drużyna przypuszczała. Bo oto na straży IPN'owskich tajemnic stał nie kto inny jak wielki Bazyliszek z okularami przeciw słonecznymi. Bazyliszek zaśmiał się szatańsko, budując napięcie grozy i oczekiwania na najgorsze...
[podobieństwo postaci do osób żywych, martwych bądź nieumarłych ZUPEŁNIE przypadkowe]
Finałowa walka najprawdopodobniej odbędzie się w części 8 gdyż przez część 3, 4, 5, 6 i 7 Bazyliszek budować będzie napięcie.
i jak? :] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|