Nefarius
Adept
Dołączył: 28 Maj 2006
Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 3:12, 17 Gru 2006 |
|
Król Kharistanorusorantoulinearez
Samiec wielki zębaty: SW 15, Wielki smok (powietrza); (rozwinięty o 1 KW) KW 25k12 + 120; pw 301; Init +4; Szyb 18m, latanie 36 (słaba); KP 31 (dotyk 8, nieprzygotowany 31); Atak +31 wręcz (4k6 +9 ugryzienie), + 26 (2k8 +4 pazury), +26 (2k8 + 13 ogon), +31 (4k6 + 13 Refleks ST 24 albo jest się przyszpilonym, miażdżenie); Front/zasięg 3m na 6m / 3m; SA wysączenie atrybutu (ugryzienie 1k8 budowy, ST 24 całkowicie unika wysączenia atrybutu), groza (36m, ST 24); SC Ślepowidzenie 36m, Widzenie w ciemnościach 120m, Zwiększone obrażenia, Przewracanie, RO 10/+1, Rzucaine czarów kapłańskich oraz zaklęć z domen chaos, magia, ochrona i śmierć jako czary wtajemniczeń z poziomu czarującego 7, Zdolności czaropodobne; OC 25; Char CN; MRO Wytrw +19, Ref +16, Wola +20; S 29, Zr 10, Bd 21, Int 14, Rzt 19, Cha 14.
Umiejętności i atuty: Blefowanie + 14, Czarostwo + 14, Dyplomacja +14, Koncentracja +17, Leczenie + 16, Nasłuchiwanie +16, Postępowanie ze zwierzętami + 14, Przeszukiwanie +14, Skakanie +21, Tajniki dziczy +16, Wiedza (tajemna) +14, Wiedza (plany) +14, Wiedza (natura) +14, Wyczucie kierunku +12, Wyczucie pobudek +13, Zastraszanie +14, Zauważanie +8; Atak z powietrza, Zwrot przez skrzydło, Błyskawiczny refleks, Poprawiona inicjatywa, Wyspecjalizowanie, Zmysł walki, Żelazna Wola.
Specjalne zdolności: Na życzenie – czytanie magii, wykrycie magii; 2/dzień – tarcza, telekineza; 1/dzień – kula niewrażliwości, rozproszenie magii, zawrócenie czaru.
Znane czary: 7/5/3/2 (bazowa ST 12 + poziom czaru): 0 -Widmowy odgłos, Promień mrozu, Dłoń maga, Otwarcie/Zamknięcie, Światła, Oszołomienie; 1- Deszcz kolorów, Zmiana siebie, Identyfikacja, Rozumienie języków, Uśpienie; 2 - Siec, Wykrycie myśli, Ohydny śmiech Tashy; 3 - Błyskawica, Wybuchowe runy.
Ekwipunek: Berło władcy (krótka włócznia, której Król Jaszczur nigdy nie używa do walki), korona z bursztynu.
Jestem Król Kharistanorusorantoulinearez, Król Jaszczur, Król Wielki lub po prostu Król Tristan. Do tego cudownego i niezwykłego wydarzenia, jakim były moje narodziny, doszło w Faerunie. W tym dziwnym świecie elfów, ludzi, krasnoludów i wielu, wielu innych drobnych istotek. Żyłem spokojnie, od dziecka byłem panem swego losu, gdy przyszedł czas, znalazłem sobie dużą jaskinię, która stała się mym leżem. Tam składałem złoto, tam dorastałem i tam się wszystkiego uczyłem. W mej jaskini, daleko na zachodzie, na ziemiach ifirytów i dżinów. Wiele lat w ludzkiej postaci zwąc się Tristanem podróżowałem po świecie, który wtedy mnie fascynował. Interesowała mnie magia szlachetnie urodzonych elfów, interesowały mnie wyroby krasnoludów, lecz najbardziej interesowałem się tendencją do samozniszczenia ludzi. Ciekawiły mnie ich zachowania, krótka, lecz interesująca kultura i historia. Zwiedziłem kilka większych państw, jednak nigdzie nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Faerun powoli mnie nudził. Wraz z przypływem lat, moja chęć poznawania go stawała się coraz mniejsza. To powoli mnie nudziło, przytłaczało. Przestawały mi się podobać monotonne i przyziemne sprawy marnych ludzików. Stawałem się strasznym cynikiem i zbyt często używałem moich smoczych mocy. W pewnym momencie nadszedł mój życiowy kryzys, postanowiłem raz na zawsze opuścić Faerun i udać się w miejsce, które będzie moją ostoją spokoju, w miejsce gdzie będę mógł żyć w dziczy i samotności. Wprost z mych rodzinnych stron udałem się w niemiłosiernie długą podróż przez niebiosa, daleko na zachód. Leciałem dniami i nocami nad nieskończoną wodą, a moich sił powoli ubywało. Wtedy zacząłem tracić zapał i zapragnąłem powrotu do domu, do mej jaskini, gdzie mógłbym się wygodnie rozsiąść, odpocząć, zjeść a później poczytać. Lecz było za późno, na powrót sił nie starczyłoby mi, mogłem tylko dalej lecieć w nadziei, że niebawem dotrę na stały ląd. Tak się stało, minęły trzy dni i trzy kolejne noce, aż w końcu dotarłem do raju. Białe plaże rozciągały się jak tylko okiem sięgałem. Lasy nienaruszone przez niczyją zachłanną rękę. I tak o to mogłem spocząć i odzyskać moje siły. Ułożyłem się na jednej z plaż, i zasnąłem i spałem przez trzy dni i trzy noce, tak myślę, rozpoznałem fazy wschodzącego księżyca. Kiedy w końcu odzyskałem siły ruszyłem przed siebie, by spenetrować te tereny i odnaleźć sobie moje nowe miejsce spoczynku. Przez kilka dni wędrowałem po wysokim lesie, gdzie drzewa były grube, silne i potężne. Zwierzęta żyjące w tych okolicach były piękne i odrażające, były niezwykle drapieżne i łagodne. Widziałem ptaki, tak kolorowe, że aż trudno to sobie wyobrazić. Widziałem ogromne i tępe jaszczury, pchane w te okolice rządzą mordu i głodem. Pewnego późnego południa, gdy już byłem daleko od morskich plaż, pokonałem kolejny pagórek i mym oczom ukazało się coś, czego nigdy bym się tutaj nie spodziewał. To była ludzka cywilizacja! Drewniane chatki, ogromne kamienne piramidy, na których szczycie znajdowały się jakieś pomniki, niewielki płot oddzielający polanę z wioską od reszty dziczy. Pod mą ludzką postacią zbliżyłem się do ogrodzenia by z bliska przyjrzeć się istotom tutaj żyjącym. Aż dziw pomyśleć, że to byli najzwyklejsi ludzie, rozmawiali ze sobą, doglądali dzieci. W pewnym momencie zostałem zauważony przez grupkę dzieci, które piskliwymi głosikami poinformowały innych współplemieńców o mojej obecności. W kilka chwil zostałem otoczony przez grupkę strażników -tak myślę-, którzy długimi włóczniami wymachiwali pogrążeni w chaosie. Nie wiedzieli, kim jestem, co tutaj robię i jakie mam zamiary, dlatego tak się zachowywali. Chciałem zobaczyć, co też poczynią. Ciągle otoczony, zostałem zaprowadzony do jednej z tych kamiennych wysokich budowli. Na samym wierchu, wprowadzono mnie do dość sporych rozmiarów pomieszczenia, gdzie przebywały dwie osoby. Jedną z nich był szczupły opalony jak wszyscy tutejsi mężczyzna o czarnych długich włosach. Miał on na głowie ogromny pióropusz, a w prawej dłoni trzymał krótką włócznię. Obok niego stał drugi mężczyzna, niski grubawy ubrany w długie kolorowe szaty, ten zaś podpierał się na drewnianej lasce. Obaj mówili do mnie w dziwnym dialekcie, którego początkowo nie rozumiałem. Raz po raz ten stojący grubas krzyczał coś do mnie a ja tylko w milczeniu stałem i słuchałem. W pewnym momencie naszła mnie genialna myśl. To będzie miejsce dla mnie, postanowiłem, że stanę się nowym władcą tych ziem. Głośno się zaśmiałem wywołując wielkie zdziwienie u obu mężczyzn. Szybkim i pewnym krokiem zbliżyłem się do siedzącego, który -nie da się ukryć- szybko powstał na równe nogi, wystawiając w moim kierunku swoją włócznię. Jak się okazało, miał ją tylko na pokaz, gdyż nie potrafił jej nawet porządnie trzymać. Lewą ręką przechwyciłem drzewiec dzidy i złapałem prawicą za kark człowieka. Wydał z siebie żałosny dźwięk niemocy i złapał mnie za rękę, próbując się wyrwać. Zbliżyłem się twarzą do jego twarzy i spojrzałem głęboko w oczy. Nie był godzien by pełnić rolę władcy tego ludu. Szybkim ruchem ręki przetrąciłem mu kark a jego bezwładnie wiszące ciało rzuciłem gdzieś w bok. Jego gruby kolega znał się na prymitywnej magii, gdyż sparzył moje ramię jakimś czarem. Nie czekając na jego dalsze próby opanowania sytuacji przybrałem mojej prawdziwej formy, by chwilę później rozszarpać ciało nieszczęśnika na drobne kawałeczki. Niszcząc dach tego miejsca, wyleciałem nad wioskę pokazując moją prawdziwą formę. Po kilku okrążeniach nad wioską powróciłem nad zniszczony budynek i dumnie usiadłem na ruinach Sali, w której przed chwilą jeszcze byłem więźniem. Spojrzałem w dół „dziwnej piramidy” by ujrzeć zbierającą się społeczność. Ludzie, kobiety, dzieci, mężczyźni, strażnicy, wszyscy bez wyjątku stanęli pod budowlą. Majestatycznie złożyłem swoje skrzydła a ludzie w dole padli na kolana oddając mi cześć. Następne kilka tygodni uczyłem się języka mych poddanych, było to o tyle trudniejsze, że nie miałem punktów zaczepienia i musiałem wszystkiego się sam uczyć. Ludzie obalili stare pomniki, stawiając mi nowe. Tak mijały kolejne miesiące, moi poddani rozwijali się dzięki moim doświadczeniom, a ja mogłem spokojnie odpoczywać w mej ludzkiej postaci.
Pewnego dnia z mojego południowego spoczynku wyrwał mnie hałas w wiosce. Wybiegłem z mojej Sali tronowej na szczycie piramidy i ujrzałem kilka kominów dymu oraz zamieszanie. Zaraz po tym przed mym obliczem stanął młody strażnik, poinformował mnie o tym, ze moja wioska została zaatakowana przez inną, z którą dzielą tereny łowieckie. Strasznie rozzłoszczony przybrałem mej prawdziwej formy unosząc się nad domy mieszkalny. Zapikowałem w dół ocierając się o grupkę agresorów, robiąc z nich miazgę. Wylądowałem dokładnie między moimi poddanymi a wrogo nastawionymi dzikusami. Donośnym rykiem odebrałem morale w szeregach wroga, złożonych z kilkudziesięciu ludzi z włóczniami i prymitywnymi łukami. Niektórzy uciekali do dżungli, inni bezcelowo rzucali się w moją stronę kończąc pod moją łapą. Ostało się około trzydziestu wojowniczo nastawionych ludzi. Wszyscy byli wymalowani, uzbrojeni w jakieś skóry, opaleni i zawsze z czarnymi włosami. Jaki był jednak sens zabijania ich jeśli mogłem powiększyć moje wpływy i potęgę…
W momencie, gdy wszyscy się uspokoili czekając na moją reakcję przybrałem ludzkiej postaci i przemówiłem do nich, oznajmiając im, że mają do wyboru służyć mi, lub zginąć. Niespełna miesiąc później moja wioska rozrosła się prawie dwukrotnie a ja zyskałem jeszcze większy autorytet, z jednej strony broniąc swój lud a z drugiej strony pokazując agresję i potęgę wobec napastnika.
Jak jest teraz? Teraz siedzę na mym tronie, mój lud liczy już około pięciuset ludzi, nauczyłem ich jak się dobrze bronić przed wrogami, nauczyłem ich jak korzystać z przywilejów natury. Byłem ich bogiem, jestem ich bogiem, jestem ich królem…
Charakterystyka: Kharistanorusorantoulinearez jest zębatym smokiem, który jest całkowicie poświęcony swemu ludowi. Swój wrodzony egoizm nauczył się kontrolować dla dobra swojego i dobra swych poddanych. Przez swój czas sprawowania władzy nauczył się jak czerpać korzyść z symbiozy z poddanymi. Bycie autorytetem oraz oczywista ochrona wioski zaowocowała niezwykłym szacunkiem i umiłowaniem poddanych do swego króla. Król Jaszczur, bo tak zwą go poddani coraz rzadziej przybiera prawdziwego wyglądu upodabniając się do ludzi. W ludzkiej postaci ten smok wygląda na dobrze zbudowanego mężczyznę o długich blond włosach oraz błękitnych oczach. Od kiedy pełni rolę króla stał się spokojny otwarty na propozycję, oraz niekonfliktowy.
Informacje ogólne: Kharistanorusorantoulinearez zdołał zjednoczyć już trzy wioski w jednolitą społeczność. Utrzymuje on pokojowy kontakt z dwiema wioskami, handlując zwierzyną w zamian za bursztyn z nabrzeża. Smoka tego raczej trudno będzie wplątać w kampanię. Króla Jaszczura niepokoją wiadomości o poczynaniach zbliżających się doń Helmitów. Wiadomo również, że ostatnio interesuje się pewną pradawną i opuszczoną świątynią Maztickiego bóstewka.
Mozliwości wykorzystania Króla Kharistanorusorantoulineareza w kampanii:
-Gracze, którzy przybyli w jakimkolwiek celu na Mazticę, zostają wynajęci przez kościól Helma, do penetracji wielkich puszczy. Podczas swej misji natrafiają na wioskę Króla Kharistanorusorantoulineareza. W rozmowie ze smokiem dowiadują się o miejscowej świątyni miejscowego półbóstwa. Smok, poda dokładne informacje, gdzie owo miejsce się znajduje, pod warunkiem, że gracze przyniosą mu z tamtego miejsca Wszystkie księgi, które tam znajdą.
-Gracze podczas penetracji dziczy na Maztice zostają pochwyceni przez ludnośc wioski Króla Kharistanorusorantoulineareza. Smok oznajmia, że wypuści więźniów pod warunkiem, że przysięgną, że zrobią wszystko by opóźnic przybycie Helmitów w strony jego wioski.
-Gracze jeszcze na kontynencie napotykają czarodzieja, który kiedyś znał Króla Kharistanorusorantoulineareza pod postacią Tristana. Człowiek poszukuje swego znajomego, gracze rozpoczynają wielkie poszukiwania w końcu docierając na Mazticę. Gdy odnajdują wreszcie smoka, okazuje się, że ów czarodziej wcale nie był znajomym smoka... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|